Trochę o mnie, by nakreślić, dlaczego szukam i czego szukam. Mogłabym napisać, że szukam szczęścia, ale to akurat mam. Czasem mam taki moment, że zobaczę jakieś zdjęcie, cytat, czy ktoś coś powie, a dla mnie, dla mojego rozwoju to swego rodzaju kamień milowy.
Kiedyś przeczytałam ten tekst, niestety, nie mogę znaleźć autora, ale przytoczę: "Ludzie szukają szczęścia, zapominając, że najpierw trzeba coś zgubić, by móc szukać. W tej ciągłej pogoni umyka nam, że to, co najważniejsze mamy pod nosem. Bo tak naprawdę do szczęścia potrzebny nam jest drugi człowiek. Dłonią dotknij dłoni, a dotkniesz szczęścia." Tak więc szczęście mam: mam męża i 2 synów. Więcej nie potrzebuję, bo i po co? Los nie był dla nas łaskawy, obdarzył nas chorym dzieckiem. Często jest bardzo ciężko, mam czasem wrażenie, że więcej nie udźwignę, jednak później przychodzi refleksja, czy gdyby nie choroba syna byłabym w miejscu w którym jestem? Byłabym osobą którą jestem? Miałabym tą wrażliwość? Pewnie nie. Każda nowa sytuacja prowadzi do zmiany we mnie, a każda zmiana boli. Czasem tak boli, że muszę się zatrzymać albo cofnąć krok wstecz. Kiedy się cofam pojawia się frustracja, więc rzucam się w wir innych zajęć i odpoczywam. Nie wiem, czy to dobrze, czy źle. Pewnie moja podświadomość broni się tak mocno, nie wiem :) Jednak tęsknota za czymś odległym wciąż wraca, więc szukam dalej. Szczęście mam, więc sama nie wiem czego dokładnie szukam, ale wiem, że coś jest, co na mnie czeka. Przez 8 lat choroby syna przeszłam wiele metamorfoz duchowych: od szalonego szukania cudów w Kościele, do całkowitego odrzucenia tej instytucji. Pewnie nie raz cofnę się wstecz, by przybliżyć trochę moją drogę, by też uwiecznić ważne momenty, które wpłynęły znacząco na moje życie. Raczej nie będzie to blog o chorobie mojego syna, ale jest to coś, co znacząco wpływa na nasze życie i co często popycha mnie do szukania i dalszej pracy nad sobą.